wtorek, 26 lutego 2013

JEDZONKO

No i zaczęło się. Rozszerzam dietę Olusiowi. Na 2 śniadanko kaszka na sztucznym mleku z jabłuszkiem startym, muszę sie nieźle uwijać z łyżeczką bo ryk totalny, oczywiście popita mleczkiem mamusi w niewielkiej ilości. Jednak płynne konsystencje nadal króluja w diecie małego. Na obiadek przecier warzywny( dynia, ziemniak, marchew) oczywiście tez popite mleczkiem mamusi. Czasem jabłuszko tarte z marchewa, czasem chrupek kukurydziany. Poprawiły na się dzięki temu sprawy z załatwianiem. Ufff co za ulga. A ogólnie Olus stałby tylko na nogach, sztywny jest niesamowicie i nerwusek mały. Bardzo lubi się nosić jakiś "noszacz" by się przydał nam w domu..Mniej już posypia w dzień i krócej- niestety. Tosiunia poszła do szkoły i mam znów stresa coby nic nie przywlokła. Fajnie było posiedzieć z nią tydzień w domu, przynajmniej jest się do kogo odezwać po ludzku :).Dziś wraca też moja mama z sanatorium więc będzie już łatwiej. No i mam nadzieję że wkrótce ciepło sie zrobi i będziemy buszowali na dworzu, nie mogę się już doczekać.

poniedziałek, 18 lutego 2013

POSZPITALNIE

No i niestety nie uchroniliśmy się przed najgorszym złem. W nocy ze środy na czw wcale nie spałam, Oluś bardzo źle oddychał, dodatkowe inhalacje nie pomagały. Rano tel do lekarki i nakaz jazdy do szpitala. Oczywiście jeszcze sie broniłam, prosiłam żeby przyjechała ok 11. Niestety mżz pojechał zawieźć małą do dziadka a ja zostałam sama się szykować. Olo obudził się kichnął, zakasłał i nie wiedział jak ma oddychać . Ja zgłupiałam , tel do sąsiadki. Nie wiedziałam czy dzwonić po pogotowie co robić.  W sytuacjach podbramkowych tracę głowę.....W końcu trafiliśmy na Sporna, kolejeczka niezła, wiec idę i mówię że dziecko ma duszność, ciężko oddycha, bo jak patrze na 6 osób podpierających stół i dłubiących w nosie to mnie trafia jasna.....Okazuje się że jest nieźle, ale po badaniu p. dr krew do badania, prześwietlenie no i inhalacje, być może wyjdziemy.... Czekamy 3 godziny na wyniki i przyjście lekarza który zginął, a reszta pracowników ma  tłusty czwartek.... no coments. W końcu decyzja, zostajemy jednak, idziemy na oddział, jakiś koszmar, siedzę i rycze. W pokoju 30 stopni, ugotowani....Jakaś dyżurna lekarka stwierdza, że zrobią badanie na obecność wirusa i ....okazuje się ze Olek ma wirusa RSV, który często każdy z nas przechodzi a dzieci zdecydowanie gorzej, czyli znów niepotrzebny był antybiotyk. Wkurzam się na ta naszą lekarkę. Leczenie to bardzo dużo inhalacji, kroplówki by rozrzedzić wydzielinę i odsysanie gluta. Spędziliśmy 8 dni, jeden koszmar , nie życze najgorszemu wrogowi, nieprzespanych nocy, dziecka całego w potówkach leżącego w samym body z krótkim rękawem i drżenia o to by nie złapać czegoś gorszego w stylu jelitówa itp. Nie odespałam jeszcze...W tym wszystkim Olo zniósł to dzielnie i zaczął spać sam w łóżeczku. UFFFF To tyle

środa, 6 lutego 2013

OSZALEJĘ

Po wczorajszej wizycie lekarki myślałam, że padnę. Już od rana słyszałam że Olek co raz gorzej oddycha, zresztą noc była tragiczna, przespałam może 4 godziny. Lekarka od razu skierowanie do szpitala, tylko jakiego? Matka Polka - świńska grypa, albo Pabianice -stary okrutnie szpital albo Sporna . Wypisując skierowania, karmiłam Olka a ona na to, że wcale przy jedzeniu się nie męczy, więc zwiększamy inhalacje, oklepujemy , cudujemy i czekamy. Mąż musiał wrócić z pracy bo sama nie byłam w stanie zostać z dziećmi, ze stresu i strachu. Dziś już była lekarka i mówi że osłuchowo lepiej , nie ma duszności, więc walczymy dalej. Swoją droga super mamy pediatrę na wsi.  Co prawda w niedziele była prywatnie ale w tyg przyjeżdża z poradni i zawsze mogę do niej zadzwonić. W łodzi tak nie miałam, musiałabym iść do szpitala chyba, bo kto by mi małego osłuchał co dzień?A za oknem znów sypie śnieg i chyba zima szybko nie odpuści........Oby do wiosny

niedziela, 3 lutego 2013

ŻYCIE....

Nie wiem jak to jest , ale gdy moje dzieci rozbiera choróbsko mam jakieś dziwne przeczucia wcześniej, tak jakbym "wykrakała" im ta chorobę. Mówią, że jak matkę coś niepokoi u dziecka , to powinna iść do lekarza. Ponieważ przy Tosi panikowałam okrutnie, bo pierwsze dziecko, nieświadoma byłam, tak teraz przy Olku moja czujność została uśpiona przez co mam ogromnego kacora i pluję sobie w brodę. Będąc sama w śr u lekarki Olka ,zapomniałam powiedzieć jej że on tak stęka dziwnie, mój mąż oczywiście że to z wysiłku, sąsiadka potwierdziła że jej mały też tak ma. Zamiast się słuchać siebie, dałam się wyprowadzić w pole. Otóż Oluś ma zapalenie oskrzeli a kto wie czy nie płuc, to sapanie to nic innego jak duszność z powodu skurczu oskrzeli. Już w nocy zaczął kasłać a teraz rozkręcił się na dobre. Dobrze że lekarka przyjechała i zalekowała go, teraz modlę się aby to dalej nie poszło....bo źle się może skończyć. Tak więc po niecałym miesiącu 2 antybiotyk, a w sumie już 4 w życiu bo Olo urodził się z zap. płuc. Ryczeć mi się chce jak to piszę, bo już mam wizję chorowania Tosi z młodszych lat.Prawdopodobnie Tosia sprzedała mu grypę  i nic nie dała izolacja, wielkie gówno, zarażała już przed wykluciem,choć kichnęła kilka razy i miała chrypę i ja już coś czułam że z nią nie tak,ale jak zwykle jestem szurnięta i nadwrażliwa. Tak więc będę nadwrażliwa i szurnięta bo gdybym go w śr wzięła do lekarza to może nie cierpiałby tak jak teraz, męczy go kaszel okrutny i do tego ta duszność.Jestem wkurzona na maksa, najbardziej na to, że nie posłuchałam siebie. Stara matka ze mnie a głupia. Tosia do ferii już do szkoły ma nie iść, ferie w domu. Uroczo się zapowiada 3 tyg z 8 latką, która energia rozpiera, już nie wiem komu bardziej współczuć jej czy sobie. No i do tego chore niemowlę, któremu nie wiadomo jak ulżyć a do tego jeszcze trzeba faszerować lekami...Serce mi pęka.

sobota, 2 lutego 2013

WIRUSISKO

No i Tosia znów coś przywlokła ze szkoły, chyba jakieś wisrusisko, poprzednim razem skończyło się to dla Olusia antybiotykiem, więc mam mega stresa bo mi to na jakieś grypsko wygląda. Tak więc Tosia u siebie w pokoju od piątku a Oluś u nas w sypialni , mało co wychodzą do salonu. Każde kichnięcie Olka stawia mnie na baczność. Zalekowałam Tosie ale okaże się czy skutecznie...... Daję od wtorku młodemu po woli warzywka, zaczęliśmy od dyni, teraz dołączyłam ziemniaczka i marchew. Myślałam , że mu trawienie tą dynią wyreguluje ale coś nie bardzo, a do tego mało mleko mu ciągle, więc chciałabym żeby po woli zastępować mu mleko stałymi posiłkami, ale nim do tego dojdziemy to jeszcze kawałek drogi przed nami. No i tak leci dzień za dniem, najpierw był mróz, sypało, więc  nie spacerowaliśmy a teraz topimy się w błocie....ech ta pogoda , oby do wiosny....